sobota, 29 września 2012

Hey ho, let's go!

Mogłabym jęczeć, że olaboga! Bo dzisiaj się wyprowadzam, bo przez jakiś czas będę w mieszkaniu tylko z K., bo wszyscy straszą, że na studiach to dopiero zobaczę! Bo nowe łóżko niewygodne, a i Internetu przez jakiś tydzień również nie będzie. Tylko to takie głupie narzekać na nieuniknione.

Mieszkamy w czwórkę, M., Ł, K. i ja. Prawo, prawo, WOT i moje pielęgniarstwo. Dwie dziewczyny, dwóch facetów. Żadne z nas nie lubi gotować i sprzątać, za to wszyscy lubimy jeść i długo okupujemy łazienkę. Przez te cztery miesiące zapomnieliśmy już pewnie, jak to jest się uczyć. Test z samodzielności czas zacząć.

Czyli Kraków, jednak Kraków. Następnym razem odezwę się już pewnie stamtąd.

_______
edit.
Siedzę już w naszym studenckim mieszkanku w szlafroku i z maseczką na twarzy. Kochany K., nie tylko wziął, ale nawet pozwolił mi korzystać ze swojego bezprzewodowego Internetu, więc nie zginę. Wczoraj za pomocą szablonów na ściany, firanek, zasłonek, kwiatów i książek sprawiliśmy, że nasz nowy dom wygląda trochę mniej obskurnie i trochę bardziej przytulnie. Jak tylko doprowadzę się do porządku po wczorajszej rakii, idę na miasto się zgubić. Obym tylko zdążyła wrócić przed 19:00, bo wieczorem idziemy się odchamić do teatru.

enjoy!

piątek, 21 września 2012

Migawki

Nie wiem, od której strony mam ugryźć tę Macedonię.

Zdjęcia nietknięte fotoszopem, chyba po raz pierwszy na tym blogu.

Po zwiedzeniu Włoch myślałam, że nic mnie już tak nie zachwyci. A tu taka niespodzianka. Ohrid z całym swoim klimatem, pogodą, otwartymi ludźmi, kuchnią, muzyką, tańcem i historią jest znacznie bardziej fascynujący, niż palące słońce Śródziemna.

Warto było spędzić dobę w autokarze, stać 1,5h na granicy serbsko-macedońskiej, a nawet chodzić 3 dni z pękniętą kością, bo zobaczyć ruiny średniowiecznych zamków, zaśpiewać w amfiteatrze, nauczyć się lokalnych tańców i przyśpiewek, dać się skubać peelingującym rybkom. I ta sałatka szopska! I rakija! 365 cerkwi i kilka meczetów z imponującymi minaretami. Przeżyjmy to jeszcze raz.

Za rok.

Dobra, a Serbska wersja jeszcze lepsza.

wtorek, 4 września 2012

Całotygodniowe mdłości

Kraków, moje miasto, Kraków, moje miasto, Kraków, moje miasto, Kraków, moje miasto, Kraków, moje miasto, Kraków, moje miasto, Kraków, moje miasto, Kraków, moje miasto, Kraków, moje miasto, Kraków, moje miasto, Kraków, moje miasto, Kraków, moje miasto, Kraków, moje miasto, Kraków, moje miasto, Kraków, moje miasto, Kraków, moje miasto, Kraków, moje miasto, Kraków, moje miasto, Kraków, moje miasto, Kraków, moje miasto, Kraków, moje miasto, Kraków, moje miasto, Kraków, moje miasto, Kraków, moje miasto, Kraków, moje miasto, Kraków, moje miasto, Kraków, moje miasto, Kraków, moje miasto, Kraków, moje miasto, Kraków, moje miasto, Kraków, moje miasto, Kraków, moje miasto, Kraków, moje miasto, Kraków, moje miasto, Kraków, moje miasto, Kraków, moje miasto, Kraków, moje miasto, Kraków, moje miasto, Kraków, moje miasto, Kraków, moje miasto, Kraków, moje miasto, Kraków, moje miasto.

Jezu! Jak jeden telefon może pozbawić spokoju ducha! Spać nie mogę, jeść nie mogę, śmiać się nie mogę, pić nie mogę. Nawet spakować się do Macedonii nie mogę. I przede wszystkim zdecydować się nie mogę. Brawo Lola, twoje marzenie się spełniło, a ty tchórzysz i wynajdujesz miliony powodów, dla których warto siedzieć tutaj.

Z drugiej strony masa argumentów przemawiająca za studiowaniem "u siebie". Bo za darmo, bo można zainwestować w angielski, bo nie trzeba zaczynać wszystkiego od początku.

Niedobrze mi i dziecinnie chcę, żeby ktoś zadecydował za mnie. A czas mam do czwartku. Cudnie.