niedziela, 24 czerwca 2012

Miłość

nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma.

niedziela, 17 czerwca 2012

Szepty i krzyki

"u mnie wszystko jak dawniej, tylko jeden samobójca więcej, tylko jedna znów rodzina rozbita, tylko życie pędzie coraz prędzej (...) u mnie wszystko jak dawniej tylko świat jest mniej kolorowy, tylko życie pędzi coraz prędzej, tylko ludzie szybciej tracą głowy..."

Chyba zaraz zwymiotuję, tak mi niedobrze.

Szkoda tylko, że z uwagi na mnie, rezygnujesz też z S. i O. - szkoda, że nasza paczka już nie istnieje. Szkoda, że wczoraj zamiast powiedzieć szczerze, że nie masz ochoty na moje towarzystwo, wykręcałeś się odległością, zmęczeniem - wszystkim. Mdliło mnie na myśl, że w czasie, kiedy my oglądamy mecz, ty pewnie siedzisz z Igą, Ewą, Anką, nie wiem, jak ma na imię, nie wiem ale się pewnie dowiem, to przecież takie małe miasto. Ty byłeś wtedy z nią i robiliście to wszystko, o czym nie chcę myśleć i mówiłeś to wszystko co mnie, a tymczasem na talerzu u nas w salonie stygły gofry dla Ciebie, a w lodówce chłodziło się piwo, bo łudziliśmy się, że może znów się z nami tylko droczysz i jeszcze przyjedziesz. Nie pojawiłeś się, S. wyrzuciła gofry, ktoś komuś strzelił bramkę, nieważne. Wszystko zrobiło się nieważne, kiedy tak siedzieliśmy: ja, S., O., D., R. i P. 
Widzimy, że to już koniec, nie będzie jak dawniej, nie może być, wszystko płynie, przyjaciele przychodzą i odchodzą, jeszcze tylko chwila, może dwie i znów będziemy tylko we trzy.

Pamiętam te dni, kiedy nasze cotygodniowe piątkowe spotkania przypominały stały punkt w harmonogramie uporządkowanego małżeństwa, kiedy każdy weekend zaczynał się od tego, że my wpadałyśmy do któregoś z chłopaków, albo jeden z nich przyjeżdżał do nas i razem szliśmy do drugiego lub też oni trzej przychodzili i albo siedzieliśmy wszyscy, albo gdzieś wychodziliśmy.
Teraz zdziwiłabym się, widząc któregokolwiek z Was w piątek wieczorem bez uprzedniego zaproszenia czy proszenia, szczególnie Ciebie, W.

Styczeń i luty były najpiękniejsze, później było już tylko gorzej.

Wszyscy jesteście tacy sami, znikacie zawsze z początkiem lata, zostawiając po sobie tysiące wypłowiałych zdjęć i kroplę trucizny, którą każdy z was nosi w sobie, jakbyście byli tylko pojemnikami na ten jad, szklanymi flakonikami, chodzącymi, mówiącymi fiolkami.

Lubię myśleć, że wszyscy jesteście tacy sami.

Włochy, październik 2011

Skoro już dawno Ci się znudziłam, to po jaką cholerę mówiłeś, że kochasz? Od stycznia czekałam na te słowa, wypowiedziane w czerwcu są już nic niewarte. Gdybyś kochał, nie byłoby żadnej innej, nie mówiąc o trzech. Było mi strasznie przykro, kiedy życzenia urodzinowe składali mi najbardziej zapomnieni znajomi, a Ty nie wysiliłeś się nawet na głupiego sms'a. Kiedy się ostatnio widzieliśmy? O, chyba dwa tygodnie temu, jeszcze na bacówce, kiedy pozwoliłam Ci na więcej, niż bym się spodziewała. Jakie to typowe.

sobota, 9 czerwca 2012

Kosmetyki - brudna prawda

Ostatnie dni spędziłam na szukaniu informacji o tym, jak mogę pomóc mojej tłustej skórze. Parę dni temu świętowałam swoje dziewiętnaste urodziny, więc teoretycznie moja cera powinna powolutku wracać do normalności. Ale nic z tych rzeczy. Nadal świeci się od nadmiaru sebum, jakbym co rano smarowała się masłem, a zaskórniki, drobne stany zapalne i zaczerwienienia zadomowiły się już chyba na dobre. Doszłam więc do prostego skądinąd wniosku, że albo moja skóra jest zwyczajnie głupia i sama chce przetłuszczyć się i zanieczyścić na śmierć, albo pielęgnacja, którą stosowałam przez ostatnie lata przynosi więcej szkód, niż pożytku.

Chyba w piątej klasie podstawówki pojawiły się u mnie pierwsze pryszcze - tylko na czole, reszta skóry była nietknięta, matowa, gładka, odpowiednio nawilżona - po prostu zdrowa. Jednak chcąc pozbyć się tego paskudztwa, kupiłam swój pierwszy żel do mycia twarzy, tonik i krem z serii przeznaczonej dla nastolatek. Ten zestaw nie zrobił nic poza tym, że przesuszył moją skórę. Ja jednak, oczarowana obietnicami producenta znajdującymi się na opakowaniach, zdawałam się tego nie widzieć, cały czas myśląc, że robię dla swojej cery coś dobrego. Mijały lata, trądzik nie mijał. Przez ten cały czas używałam niemal wszystkiego - chyba każdej drogeryjnej serii, kosmetyków aptecznych, maści od dermatologa - nic nie pomagało. Nie myślcie sobie, że mam ze skórą jakieś straszne problemy - nie, nie jest najgorzej, a w porównaniu z niektórymi wiem, że wyglądam nawet całkiem nieźle, jednak wciąż marzę o typowo dziecięcej cerze - gładkiej, zdrowej, naturalnie rozświetlonej. Daleka droga.

Wreszcie zrozumiałam, że to ja robię coś nie tak. Pomyślałam, że coś muszę zmienić.

Zaczęłam od przyżenia się bliżej składom kosmetyków, które codziennie używam. Patrząc na kosmetyk oglądamy jego barwę, zapach, konsystencję. Nie myślimy - co w nim jest i dlaczego jest taki ładny. Nie patrzymy na niego jak na mieszankę syntetycznych związków, które nie występują normalnie w naszym organizmie, które nawet nie istnieją w przyrodzie. Czytając dzieje tych składników, metody i cel ich uzyskania nie zdarzyło mi się spotkać przeznaczenia - do pielęgnacji skóry. Zawsze były przeznaczone gdzieś dla przemysłu farbiarskiego, lakierniczego, petrochemicznego, syntez laboratoryjnych (jako prekursor lub substrat czegoś innego), elektromaszynowego, włókienniczego, a nawet na potrzeby wojska. O matko! Zaczęłam się zastanawiać - po co w ogóle stosować tego rodzaju kosmetyki? Kto w ogóle wpadł na tak durną recepturę? Po co powstał tego typu chory i sztuczny przemysł kosmetyczny? Z pewnością nie po to, aby pielęgnować skórę ludzi.

Niedawno wyczytałam gdzieś, że przeciętna kobieta każdego dnia wciera w swoją skórę ok. 175 różnych związków chemicznych. Wydało mi się to niemożliwe. Ale wtedy przyjrzałam się bliżej składom produktów, które codziennie używam i... zaniemówiłam.

Moja "pielęgnacja" twarzy:
- Żel do mycia twarzy - 25 związków chemicznych
- Tonik - 10 związków chemicznych
- Krem do twarzy: nawilżająco-matujący / tonujący - 38/47(!) związków chemicznych
+ podstawowe kosmetyki do makijażu:
- Podkład - 26 związków chemicznych
- Puder prasowany - 21 związków chemicznych.

Po zsumowaniu i odliczeniu substancji powtarzających się w wielu produktach okazało się, że samą twarz traktuję dokładnie 111 różnymi związkami chemicznymi! I za coś takiego ma mi się ona odwdzięczać pięknym wyglądem?
Jeśli chodzi o resztę ciała, to też nie jest lepiej.

Moja "pielęgnacja" ciała:
- Żel do kąpieli (z serii dla niemowląt, myślałam, że bezpieczne - błąd!) - 12 związków chemicznych
- Mleczko do ciała (także z serii dla niemowląt) - 14 związków chemicznych
- Masło do ciała - 26 związków chemicznych
- Szampon - 25 związków chemicznych
- Odżywka do włosów - 31 związków chemicznych

Darowałam już sobie analizę składu wszystkich kremów do rąk, balsamów do ust itp. Byłam już wystarczająco przerażona.

Mogę spokojnie powiedzieć, że jednak jestem tą "przeciętną kobietą", bo każdego dnia wcieram w siebie - uwaga! - 183 różne związki chemiczne. Ich lista wydaje się przerażająco długa - alkohol denat, mineral oil (w kosmetykach dla niemowląt!), SLS, limonen, salicylan benzylu, benzoesan benzylu, eugenol, izoeugenol, geraniol, cytronelol, farnezol, linalol czy hydroksycytronellal.

Całe szczęście, że nie trzeba już testować kosmetyków na zwierzętach, bo śmiertelność byłaby ogromna.

Szok, który przeżyłam sprawił, że postanowiłam rozpocząć walkę o piękniejszą cerę. Odstawiam wszystkie żele i pianki, a zamiast tego zaczynam używać mydła Aleppo (o tym zakupie myślałam juz od bardzo dawna, kuszona opiniami innych - dzisiaj wreszcie kupiłam) - możecie poczytać o nim TU. Do nawilżania skóry używam 100% masła shea (na noc, bo tłuste) i 7-składnikowego kremu (na dzień). Oraz z płaczem i zgrzytaniem zębami ograniczam podkład i puder... Doszłam do wniosku, że jeżeli dokładnie "pociapię się" korektorem, to mocne krycie nie jest mi tak bardzo potrzebne.

Na razie to tyle. Przepraszam za objętość tekstu i przynudzanie, ale musiałam, po prostu musiałam o tym napisać, bo ciągle niedowierzam. A Wam proponuję przejżeć składy własnych kosmetyków...
Trzymajcie kciuki!

czwartek, 7 czerwca 2012

Miss HIV

"Bezczelna, obrazoburcza, śmieszna i dotkliwie bolesna"
Piękny prowadzący, boskie boginie i osobliwe kandydatki - wszystko zakrapiane czarnym humorem i w doskonałej oprawie muzycznej (oraz choreograficznej).
 
Dwa dni temu miałam okazję obejrzeć spektakl pt. "Miss HIV". Czekałam na to od dawna i można powiedzieć, że te półtorej godziny okazały się być jednym z lepszych prezentów urodzinowych, jakie dostałam.
 
Blask fleszy. Zainteresowanie mediów. Rywalizuje pięć kandydatek. Julia, Urszula, Penelopa, Klara i Irina walczą o tytuł. Bezwzględnie, za wszelką cenę. Tylko główne pytanie różni się od zadawanych w takich konkursach: „Jak zaraziłaś się HIV?". Odpowiedź może przesądzić o wygranej. Każda z kandydatek ma własną historię HIV. To duże pole do popisu. Trzeba opowiedzieć o tym ciekawie, zaintrygować publiczność, wzruszyć, zaskoczyć. Niekoniecznie zgodnie z prawdą. Lepiej powiedzieć, że narkoman wbił strzykawkę, niż że do zakażenia doszło przy utracie dziewictwa. Zwycięstwo należy do tej, która posunie się do największego oszustwa.

Sztukę pt. „Miss HIV” Maciej Kowalewski napisał zainspirowany wyborami Miss HIV/AIDS Stigma Free odbywającymi się od kilku lat w Gaborone, stolicy Botswany. 
 
 Penelopa. Zdjęcie nie moje.
- Nie mam HIV!
- A  badałaś się? - pada ze sceny.

No właśnie, bo jest w nas przekonanie, że nie jesteśmy w wyniku badania pozytywni - i że nie będziemy. Skąd się ono bierze? Zakłamanie czy naiwność?

piątek, 1 czerwca 2012

Oksytocyna

Bo oksytocyna nie jest odpowiedzialna tylko za prawidłowy przebieg akcji porodowej, ale też za kobiecą potrzebę przytulania.
Oksytocyna jest winna temu, że kobieta nastawiająca się wyłącznie na "niezobowiązującą znajomość", może po jakimś czasie się zakochać, mimo iż pierwotnie niczego takiego nie zakładała. Wszystko to za sprawą hormonu, który każe kobiecie myśleć, że im jest lepiej podczas pocałunku czy w łóżku, tym większe jest jej przywiązanie do partnera.
Kobiety są wobec działania oksytocyny niemal bezbronne.

Nie proszę, nie wołam, nie lamentuję, nie płaczę, tylko proponuję. Przytul.














Dopiero z takiej perspektywy widzę, jak bardzo postrzępione mam włosy.

 
 
Za dużo wspomnień, za dużo zachcianek i wspomnień zachcianek.
  ~Miłosz