niedziela, 18 listopada 2012

1000 lost children

Każdy ma coś na głowie, wszyscy mają gorsze i lepsze chwile. Swoje problemy i ich rozwiązania. Czas przelewa mi się jak przez palce, czuję gorący oddech anatomii i fizjologii na karku, poza tym brak zdecydowania i wiele innych rzeczy, na które nie będę się żalić, a które bolą.

Mimo to nigdy nie było mi jeszcze tak dobrze. Czuję się kochana, potrzebna, czuję, że wszystko jest na swoim miejscu. Nareszcie.

Mam na imię Lola i chyba zwariowałam.



"Nie w porę może przyjść czkawka, okres, śmierć lub sąsiadka. Ale nie miłość."




sobota, 29 września 2012

Hey ho, let's go!

Mogłabym jęczeć, że olaboga! Bo dzisiaj się wyprowadzam, bo przez jakiś czas będę w mieszkaniu tylko z K., bo wszyscy straszą, że na studiach to dopiero zobaczę! Bo nowe łóżko niewygodne, a i Internetu przez jakiś tydzień również nie będzie. Tylko to takie głupie narzekać na nieuniknione.

Mieszkamy w czwórkę, M., Ł, K. i ja. Prawo, prawo, WOT i moje pielęgniarstwo. Dwie dziewczyny, dwóch facetów. Żadne z nas nie lubi gotować i sprzątać, za to wszyscy lubimy jeść i długo okupujemy łazienkę. Przez te cztery miesiące zapomnieliśmy już pewnie, jak to jest się uczyć. Test z samodzielności czas zacząć.

Czyli Kraków, jednak Kraków. Następnym razem odezwę się już pewnie stamtąd.

_______
edit.
Siedzę już w naszym studenckim mieszkanku w szlafroku i z maseczką na twarzy. Kochany K., nie tylko wziął, ale nawet pozwolił mi korzystać ze swojego bezprzewodowego Internetu, więc nie zginę. Wczoraj za pomocą szablonów na ściany, firanek, zasłonek, kwiatów i książek sprawiliśmy, że nasz nowy dom wygląda trochę mniej obskurnie i trochę bardziej przytulnie. Jak tylko doprowadzę się do porządku po wczorajszej rakii, idę na miasto się zgubić. Obym tylko zdążyła wrócić przed 19:00, bo wieczorem idziemy się odchamić do teatru.

enjoy!

piątek, 21 września 2012

Migawki

Nie wiem, od której strony mam ugryźć tę Macedonię.

Zdjęcia nietknięte fotoszopem, chyba po raz pierwszy na tym blogu.

Po zwiedzeniu Włoch myślałam, że nic mnie już tak nie zachwyci. A tu taka niespodzianka. Ohrid z całym swoim klimatem, pogodą, otwartymi ludźmi, kuchnią, muzyką, tańcem i historią jest znacznie bardziej fascynujący, niż palące słońce Śródziemna.

Warto było spędzić dobę w autokarze, stać 1,5h na granicy serbsko-macedońskiej, a nawet chodzić 3 dni z pękniętą kością, bo zobaczyć ruiny średniowiecznych zamków, zaśpiewać w amfiteatrze, nauczyć się lokalnych tańców i przyśpiewek, dać się skubać peelingującym rybkom. I ta sałatka szopska! I rakija! 365 cerkwi i kilka meczetów z imponującymi minaretami. Przeżyjmy to jeszcze raz.

Za rok.

Dobra, a Serbska wersja jeszcze lepsza.

wtorek, 4 września 2012

Całotygodniowe mdłości

Kraków, moje miasto, Kraków, moje miasto, Kraków, moje miasto, Kraków, moje miasto, Kraków, moje miasto, Kraków, moje miasto, Kraków, moje miasto, Kraków, moje miasto, Kraków, moje miasto, Kraków, moje miasto, Kraków, moje miasto, Kraków, moje miasto, Kraków, moje miasto, Kraków, moje miasto, Kraków, moje miasto, Kraków, moje miasto, Kraków, moje miasto, Kraków, moje miasto, Kraków, moje miasto, Kraków, moje miasto, Kraków, moje miasto, Kraków, moje miasto, Kraków, moje miasto, Kraków, moje miasto, Kraków, moje miasto, Kraków, moje miasto, Kraków, moje miasto, Kraków, moje miasto, Kraków, moje miasto, Kraków, moje miasto, Kraków, moje miasto, Kraków, moje miasto, Kraków, moje miasto, Kraków, moje miasto, Kraków, moje miasto, Kraków, moje miasto, Kraków, moje miasto, Kraków, moje miasto, Kraków, moje miasto, Kraków, moje miasto, Kraków, moje miasto, Kraków, moje miasto.

Jezu! Jak jeden telefon może pozbawić spokoju ducha! Spać nie mogę, jeść nie mogę, śmiać się nie mogę, pić nie mogę. Nawet spakować się do Macedonii nie mogę. I przede wszystkim zdecydować się nie mogę. Brawo Lola, twoje marzenie się spełniło, a ty tchórzysz i wynajdujesz miliony powodów, dla których warto siedzieć tutaj.

Z drugiej strony masa argumentów przemawiająca za studiowaniem "u siebie". Bo za darmo, bo można zainwestować w angielski, bo nie trzeba zaczynać wszystkiego od początku.

Niedobrze mi i dziecinnie chcę, żeby ktoś zadecydował za mnie. A czas mam do czwartku. Cudnie.

wtorek, 21 sierpnia 2012

The road is home

Ostatnie dni to same powroty byłych chłopaków, odświeżania przyjaźni zapomnianych w codziennej bieganinie, spijanie piwa z nieoczekiwanie spotkanymi ludźmi o których się pozapominało. Praca, praca, praca. 25h na dobę. Ale jakoś trzeba zarobić na podróże. Podróże. Wiedeń, Bratysława, Praga. Dziękuję z całych sił za to, że we wszystkich tych wspaniałych miastach mam znajomych, u których można przenocować.

Słowacja
Wszyscy malujemy paznokcie u stóp
Rozmówki polsko-słowackie
Autopstryk!

Próbowałam wielu nowych rzeczy: uczestniczyłam w sesji fotograficznej, uszyłam sukienkę od zera, trudniłam się inną pracą, niż hostessowanie, zdobyłam szczyt, tresowałam psa. Przyrządziłam domowej roboty masło orzechowe, przestałam tęsknić za tymi, za którymi nie warto, piłam hipsterską kawę z hipsterskiego kubka, zrobiłam pierwszy krok w stronę zdrowego odżywiania (o!).

Ostatnio ciągle męczy mnie sen o zakupie sportowego stanika.
Potrafi go ktoś zinterpretować?

czwartek, 2 sierpnia 2012

Hey, sexy nurse - czyli pielęgniarstwo, biologia i patologia



Być może wspominałam już o tym w komentarzach pod ostatnimi postami, ale teraz mogę powiedzieć oficjalnie: jestem studentką pielęgniarstwa. Niestety nie w Krakowie i nie na UJ. Co więcej, nie opuszczam nawet rodzinnego miasta. Zostaję tutaj i od października można będzie spotkać mnie błąkającą się po włościach lokalnej uczelni. Studiowanie w NT nie jest szczytem moich marzeń, dlatego planuję przenieść się po pierwszym roku (sprawdzałam i jest taka możliwość). Ale przecież nie o tym chciałam pisać.

Bo bardziej zaskakujące od porażki, którą poniosłam przy rekrutacji (wierzcie lub nie, ale o moim być albo nie być na "najstarszej uczelni w kraju" zadecydował dokładnie jeden punkt), jest podejście innych do tego kierunku i mojego przyszłego zawodu. O czym mowa? Wiecie co, na ten temat nie trzeba się dużo rozpisywać, wystarczy, że wpiszecie sobie w wyszukiwarkę hasło: "nurse". Przekonacie się, o co mi chodzi. I okaże się nagle, że do wykonywania tego zawodu potrzebny jest nie dyplom, a kusy, obcisły uniform plus jakiś fikuśny, najlepiej różowy stetoskop, używany oczywiście w charakterze li i jedynie erotycznej zabawki. Przez ładną, cycatą blondynkę, rzecz jasna.

Jeszcze ciekawiej jest, kiedy poznaję nową osobę i wywiązuje się taki oto dialog:

- Na co się dostałaś?
- Na pielęgniarstwo.
- No proszę, proszę... Pani pielęgniarka! Uuu...! - i w tym momencie zazwyczaj następuje ryk, przypominający odgłosy włoskich robotników na widok długonogiej blondynki w mini.

Trochę inaczej wyglądało to jednak wśród znajomych, szczególnie tych z liceum. Kiedy powiedziałam im, na jakie studia się wybieram, usłyszałam tylko: "i co, chcesz całe życie myć tyłki starym dziadkom?". Warto podkreślić, że większość tych osób planuje zostać wielkimi dyrektorami, biznesmenami i filologami, kończąc swoje politologie, stosunki międzynarodowe i pedagogiki wszelkiej maści. Jaki procent (promil?) z nich znajdzie później pracę w swoim zawodzie? Oczywiście pytanie retoryczne.

Ja decyzję o wyborze studiów podjęłam w pełni świadomie i do tego stosunkowo wcześnie - przynajmniej w porównaniu do kolegów i koleżanek ze szkoły - bo już pod koniec pierwszej klasy liceum. Zanim jednak decyzja zapadła, przepracowałam wiele godzin na rożnych oddziałach w szpitalu w ramach wakacyjnych i zimowych praktyk czy
wolontariatu. 
 I mam nadzieję, że postąpiłam słusznie.


niedziela, 29 lipca 2012

Czynność konieczna na polu namiotowym

... to tak, jakby przypadkiem zależało nam na tym, żeby się komuś podobać. A przecież nigdy nie zależy. Suchy szampon, tusz do rzęs i wio!

Jestem w dziczy i ciężko tutaj o prysznic (wczoraj myłam włosy w potoku), a co dopiero Internet, zatem wrócę jak będę. Trochę nie w moim stylu takie surwiwale jak ten, ale wszystkiego w życiu warto spróbować, nie? Rada dla wszystkich skautów  - nutella w lesie to nie jest dobry pomysł. Nie tylko Wy ją kochacie, mrówki też. Z drugiej jednak strony trochę dodatkowego białka zawsze się przyda.

Krótko i na temat: ostatecznie zdecydowałam się na studia w rodzinnym mieście. Już zaczynam żałować. Szlag.

czwartek, 19 lipca 2012

Jestem na tak

Całe napięcie powoli ze mnie schodzi i w końcu szczerze się uśmiecham. S-P. - dzięki za zaproszenie na tę domówkę. Dzięki Wam wszystkim, że mnie wysłuchaliście, pocieszaliście, a wreszcie - że pomogliście mi uporać się z całą tą sytuacją, dzięki, że mogłam śmiać się mimo tego całego zmęczenia i syfu naokoło. Dzięki, że jako jedyni organizujecie imprezy, na których rzeczywiście się tańczy, a Tobie Ł. - za to, ze jesteś takim niesamowitym tancerzem. Jestem wdzięczna za każdy uśmiech wysłany w moją stronę, za tę butelkę wina wypitą, by uczcić kolejnego idiotę, którego mam już za sobą. I za wiele butelek mniej szlachetnych alkoholi.

Wszystko będzie dobrze, jeśli tylko nie dam się ponieść wyobraźni.

Tak - i tylko my możemy bawić się całą noc, a rano, mocno "wczorajsi", w ciuchach z poprzedniego dnia jedziemy do Krakowa składać papiery na studia. Wydział informatyki oraz prawa i administracji podbity. Dzisiaj ostateczne wyniki na CM UJ, więc moje być albo nie być w tym cudownym mieście. Trzymajcie kciuki wieczorem! Od wygranej dzieli mnie tylko (lub aż) jeden punkt.


Planujemy wspólny wyjazd do Macedonii końcem września, zanim jeszcze pochłonie nas nowe miasto, przeprowadzka i cały ten wir. Mama trochę się krzywi, że kraj dziki, że po angielsku się tam nie porozumiem, że daleko i przede wszystkim poza terenem UE. A ja już nie mogę się doczekać!



Pamiętajcie - kciuki dziś wieczorem! Ja za Was ciągle trzymam bardzo mocno.


środa, 11 lipca 2012

Mdło

Wieczory są o wiele przyjemniejsze od poranków. W ciemności wszystko ma twarz W. - i łóżko, i biurko, i fotel - wszystko patrzy na mnie szarymi oczyma. To jest trochę piękne i trochę straszne. Właściwie nie wiem, co mam o tym myśleć, ale gaszę światło i wpatruję się w ciemność - to silniejsze ode mnie.

Przy tym wszystkim ważne jest jednak by zasnąć tak, żeby nie było snów. W przeciwnym razie czeka mnie noc pełna lepkich koszmarów, które nie pierzchają wraz z pierwszymi promieniami słońca i zostają pod powiekami długo po przebudzeniu.

Chyba nie umiałabym zapomnieć, nawet nie próbuję.

"Weź zapomnij o tym dupku" - mówi S.
"Tego kwiatu jest pół światu" - powtarza R.
"Życie - nie przejmuj się" - pociesza D.

Próbowałam ten smród wytępić, ale "nie licz na to Lola".

Dość mdło się robi, jak chłopak cię zdradza z trzema innymi laskami, rozpuszcza o tobie wulgarne plotki, by na końcu powiedzieć wszystkim, że "w sumie fajna z ciebie dziewczyna, tylko szkoda, że taka łatwa". W dodatku jesteś na liście rezerwowej w rekrutacji na studia. I nie zdasz egzaminu na prawo jazdy. I siedzisz cały czas w domu. I ogarnia cię niechęć absolutna do wszystkiego i wszystkich.

1000 lost children



Pierwsza warstwa: skóra
Druga warstwa: krew.
Trzecia warstwa: kości.
Czwarta warstwa: dusza.

A ślad
twoich zębów
jest najgłębiej,
najgłębiej.

~ M. Świetlicki









sobota, 7 lipca 2012

Love yourself more

Przechodziłam ostatnio gorszy okres i było mi strasznie przykro, że świat nie stanął w miejscu, kiedy ja stanęłam. Ale już jest lepiej. Sprawy osobiste zamknęłam - mam nadzieję - raz na zawsze. Wyniki matur pozytywnie mnie zaskoczyły, ale mimo tego jestem niemal pewna, że zabraknie mi punktów na wymarzone pielęgniarstwo na UJ. I będę się musiała pożegnać z mieszkaniem na Ruczaju. I krakowskim nocnym życiem. I najstarszą uczelnią w kraju. I - co załamuje mnie najbardziej - będę zmuszona do spędzenia kilku najbliższych lat w rodzinnym mieście i pobierania nauk w tymże. Ale na oficjalną rozpacz przyjdzie czas po 10 lipca (ogłoszenie listy przyjętych).

Tylko masa zajęć pozwoliła mi jakoś przetrwać ostatnie dni, kiedy boleśnie się przekonywałam, jak przyjaciele potrafią zawodzić - i że miłość, przyzwoitość i szczerość są na dzień dzisiejszy towarem zdecydowanie deficytowym.

Tak więc wyjeździłam już niemal wszystkie godziny przeznaczone na naukę jazdy (egzamin wkrótce, a ja dalej mam świadomość, że jeździć nie umiem), sprzątałam w pokoju (tak, tak!), bez reszty pochłonęło mnie domowe laboratorium kosmetyczne i ukręcanie kremów, mgiełek, balsamów czy lotionów z naturalnych półproduktów. Ku rozpaczy rodziców dzielnie unikałam słońca i nie wychylałam z domu nawet dużego palca u stopy przed uprzednim potraktowaniem go filtrem SPF 50. Przede wszystkim jednak dawałam się wyciągać na całodzienne wycieczki po okolicy.

S. i D. - dzięki, że nie pozwoliliście mi spędzić ostatnich dwóch tygodni wyjąc w pościeli.

Butorowy Wierch (niedaleko Zakopanego). Na krzesełku przede mną S. i D. W trakcie wyjazdu na górę wyciąg stanął. A później stanęła nawet kolejka na Kasprowy. Wysyłamy jakieś złe fluidy czy jak?
Zdjęcie "z rączki" na wyciągu, czyli moja mordka dla ciekawskich. W oczach strach, bo jechałam sama!
D. i jego chora aplikacja na telefonie. Gorszyliśmy pozostałych turystów - bez dwóch zdań.
I na końcu uciekaliśmy przed burzą.

A w planach Nosal, Turbacz, Giewont, jezioro w Czorsztynie i zaliczenie wszystkich term podhalańskich. Bez Ciebie też można się świetnie bawić.


"Chciałabym być sentymentalna ale jestem taka
tylko w snach
Śnią mi się dobrzy policjanci którzy pokazują
jak dojść do domu
i oczywiście dzieciństwo i oczywiście twój powrót

Który gładzisz grzechy świata
obdarz mnie
obojętnością
zimną ciszą między wargami"
 ~Anna Janko

_______________________ 
edit.
Tak jak prosiliście, podaję wyniki matur. Nie ma się czym chwalić - i na UJ jest to za mało, ale proszę:

Poziom podstawowy:
- Język polski: 93%
- Język angielski: 88%
- Matematyka: 56% (jaki wstyd!)

Poziom rozszerzony:
- Język polski: 80%
- Biologia: 77%

Matematyka na tragicznym poziomie, reszta taka sobie. Szkoda, że kilku punktów mi zabraknie, ale może spróbuję się przenieść za rok. Wiem, że nie mam się co łudzić, ale proszę, trzymajcie za mnie kciuki 10 lipca - może dostanę się chociaż na listę rezerwową.

niedziela, 24 czerwca 2012

Miłość

nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma.

niedziela, 17 czerwca 2012

Szepty i krzyki

"u mnie wszystko jak dawniej, tylko jeden samobójca więcej, tylko jedna znów rodzina rozbita, tylko życie pędzie coraz prędzej (...) u mnie wszystko jak dawniej tylko świat jest mniej kolorowy, tylko życie pędzi coraz prędzej, tylko ludzie szybciej tracą głowy..."

Chyba zaraz zwymiotuję, tak mi niedobrze.

Szkoda tylko, że z uwagi na mnie, rezygnujesz też z S. i O. - szkoda, że nasza paczka już nie istnieje. Szkoda, że wczoraj zamiast powiedzieć szczerze, że nie masz ochoty na moje towarzystwo, wykręcałeś się odległością, zmęczeniem - wszystkim. Mdliło mnie na myśl, że w czasie, kiedy my oglądamy mecz, ty pewnie siedzisz z Igą, Ewą, Anką, nie wiem, jak ma na imię, nie wiem ale się pewnie dowiem, to przecież takie małe miasto. Ty byłeś wtedy z nią i robiliście to wszystko, o czym nie chcę myśleć i mówiłeś to wszystko co mnie, a tymczasem na talerzu u nas w salonie stygły gofry dla Ciebie, a w lodówce chłodziło się piwo, bo łudziliśmy się, że może znów się z nami tylko droczysz i jeszcze przyjedziesz. Nie pojawiłeś się, S. wyrzuciła gofry, ktoś komuś strzelił bramkę, nieważne. Wszystko zrobiło się nieważne, kiedy tak siedzieliśmy: ja, S., O., D., R. i P. 
Widzimy, że to już koniec, nie będzie jak dawniej, nie może być, wszystko płynie, przyjaciele przychodzą i odchodzą, jeszcze tylko chwila, może dwie i znów będziemy tylko we trzy.

Pamiętam te dni, kiedy nasze cotygodniowe piątkowe spotkania przypominały stały punkt w harmonogramie uporządkowanego małżeństwa, kiedy każdy weekend zaczynał się od tego, że my wpadałyśmy do któregoś z chłopaków, albo jeden z nich przyjeżdżał do nas i razem szliśmy do drugiego lub też oni trzej przychodzili i albo siedzieliśmy wszyscy, albo gdzieś wychodziliśmy.
Teraz zdziwiłabym się, widząc któregokolwiek z Was w piątek wieczorem bez uprzedniego zaproszenia czy proszenia, szczególnie Ciebie, W.

Styczeń i luty były najpiękniejsze, później było już tylko gorzej.

Wszyscy jesteście tacy sami, znikacie zawsze z początkiem lata, zostawiając po sobie tysiące wypłowiałych zdjęć i kroplę trucizny, którą każdy z was nosi w sobie, jakbyście byli tylko pojemnikami na ten jad, szklanymi flakonikami, chodzącymi, mówiącymi fiolkami.

Lubię myśleć, że wszyscy jesteście tacy sami.

Włochy, październik 2011

Skoro już dawno Ci się znudziłam, to po jaką cholerę mówiłeś, że kochasz? Od stycznia czekałam na te słowa, wypowiedziane w czerwcu są już nic niewarte. Gdybyś kochał, nie byłoby żadnej innej, nie mówiąc o trzech. Było mi strasznie przykro, kiedy życzenia urodzinowe składali mi najbardziej zapomnieni znajomi, a Ty nie wysiliłeś się nawet na głupiego sms'a. Kiedy się ostatnio widzieliśmy? O, chyba dwa tygodnie temu, jeszcze na bacówce, kiedy pozwoliłam Ci na więcej, niż bym się spodziewała. Jakie to typowe.

sobota, 9 czerwca 2012

Kosmetyki - brudna prawda

Ostatnie dni spędziłam na szukaniu informacji o tym, jak mogę pomóc mojej tłustej skórze. Parę dni temu świętowałam swoje dziewiętnaste urodziny, więc teoretycznie moja cera powinna powolutku wracać do normalności. Ale nic z tych rzeczy. Nadal świeci się od nadmiaru sebum, jakbym co rano smarowała się masłem, a zaskórniki, drobne stany zapalne i zaczerwienienia zadomowiły się już chyba na dobre. Doszłam więc do prostego skądinąd wniosku, że albo moja skóra jest zwyczajnie głupia i sama chce przetłuszczyć się i zanieczyścić na śmierć, albo pielęgnacja, którą stosowałam przez ostatnie lata przynosi więcej szkód, niż pożytku.

Chyba w piątej klasie podstawówki pojawiły się u mnie pierwsze pryszcze - tylko na czole, reszta skóry była nietknięta, matowa, gładka, odpowiednio nawilżona - po prostu zdrowa. Jednak chcąc pozbyć się tego paskudztwa, kupiłam swój pierwszy żel do mycia twarzy, tonik i krem z serii przeznaczonej dla nastolatek. Ten zestaw nie zrobił nic poza tym, że przesuszył moją skórę. Ja jednak, oczarowana obietnicami producenta znajdującymi się na opakowaniach, zdawałam się tego nie widzieć, cały czas myśląc, że robię dla swojej cery coś dobrego. Mijały lata, trądzik nie mijał. Przez ten cały czas używałam niemal wszystkiego - chyba każdej drogeryjnej serii, kosmetyków aptecznych, maści od dermatologa - nic nie pomagało. Nie myślcie sobie, że mam ze skórą jakieś straszne problemy - nie, nie jest najgorzej, a w porównaniu z niektórymi wiem, że wyglądam nawet całkiem nieźle, jednak wciąż marzę o typowo dziecięcej cerze - gładkiej, zdrowej, naturalnie rozświetlonej. Daleka droga.

Wreszcie zrozumiałam, że to ja robię coś nie tak. Pomyślałam, że coś muszę zmienić.

Zaczęłam od przyżenia się bliżej składom kosmetyków, które codziennie używam. Patrząc na kosmetyk oglądamy jego barwę, zapach, konsystencję. Nie myślimy - co w nim jest i dlaczego jest taki ładny. Nie patrzymy na niego jak na mieszankę syntetycznych związków, które nie występują normalnie w naszym organizmie, które nawet nie istnieją w przyrodzie. Czytając dzieje tych składników, metody i cel ich uzyskania nie zdarzyło mi się spotkać przeznaczenia - do pielęgnacji skóry. Zawsze były przeznaczone gdzieś dla przemysłu farbiarskiego, lakierniczego, petrochemicznego, syntez laboratoryjnych (jako prekursor lub substrat czegoś innego), elektromaszynowego, włókienniczego, a nawet na potrzeby wojska. O matko! Zaczęłam się zastanawiać - po co w ogóle stosować tego rodzaju kosmetyki? Kto w ogóle wpadł na tak durną recepturę? Po co powstał tego typu chory i sztuczny przemysł kosmetyczny? Z pewnością nie po to, aby pielęgnować skórę ludzi.

Niedawno wyczytałam gdzieś, że przeciętna kobieta każdego dnia wciera w swoją skórę ok. 175 różnych związków chemicznych. Wydało mi się to niemożliwe. Ale wtedy przyjrzałam się bliżej składom produktów, które codziennie używam i... zaniemówiłam.

Moja "pielęgnacja" twarzy:
- Żel do mycia twarzy - 25 związków chemicznych
- Tonik - 10 związków chemicznych
- Krem do twarzy: nawilżająco-matujący / tonujący - 38/47(!) związków chemicznych
+ podstawowe kosmetyki do makijażu:
- Podkład - 26 związków chemicznych
- Puder prasowany - 21 związków chemicznych.

Po zsumowaniu i odliczeniu substancji powtarzających się w wielu produktach okazało się, że samą twarz traktuję dokładnie 111 różnymi związkami chemicznymi! I za coś takiego ma mi się ona odwdzięczać pięknym wyglądem?
Jeśli chodzi o resztę ciała, to też nie jest lepiej.

Moja "pielęgnacja" ciała:
- Żel do kąpieli (z serii dla niemowląt, myślałam, że bezpieczne - błąd!) - 12 związków chemicznych
- Mleczko do ciała (także z serii dla niemowląt) - 14 związków chemicznych
- Masło do ciała - 26 związków chemicznych
- Szampon - 25 związków chemicznych
- Odżywka do włosów - 31 związków chemicznych

Darowałam już sobie analizę składu wszystkich kremów do rąk, balsamów do ust itp. Byłam już wystarczająco przerażona.

Mogę spokojnie powiedzieć, że jednak jestem tą "przeciętną kobietą", bo każdego dnia wcieram w siebie - uwaga! - 183 różne związki chemiczne. Ich lista wydaje się przerażająco długa - alkohol denat, mineral oil (w kosmetykach dla niemowląt!), SLS, limonen, salicylan benzylu, benzoesan benzylu, eugenol, izoeugenol, geraniol, cytronelol, farnezol, linalol czy hydroksycytronellal.

Całe szczęście, że nie trzeba już testować kosmetyków na zwierzętach, bo śmiertelność byłaby ogromna.

Szok, który przeżyłam sprawił, że postanowiłam rozpocząć walkę o piękniejszą cerę. Odstawiam wszystkie żele i pianki, a zamiast tego zaczynam używać mydła Aleppo (o tym zakupie myślałam juz od bardzo dawna, kuszona opiniami innych - dzisiaj wreszcie kupiłam) - możecie poczytać o nim TU. Do nawilżania skóry używam 100% masła shea (na noc, bo tłuste) i 7-składnikowego kremu (na dzień). Oraz z płaczem i zgrzytaniem zębami ograniczam podkład i puder... Doszłam do wniosku, że jeżeli dokładnie "pociapię się" korektorem, to mocne krycie nie jest mi tak bardzo potrzebne.

Na razie to tyle. Przepraszam za objętość tekstu i przynudzanie, ale musiałam, po prostu musiałam o tym napisać, bo ciągle niedowierzam. A Wam proponuję przejżeć składy własnych kosmetyków...
Trzymajcie kciuki!

czwartek, 7 czerwca 2012

Miss HIV

"Bezczelna, obrazoburcza, śmieszna i dotkliwie bolesna"
Piękny prowadzący, boskie boginie i osobliwe kandydatki - wszystko zakrapiane czarnym humorem i w doskonałej oprawie muzycznej (oraz choreograficznej).
 
Dwa dni temu miałam okazję obejrzeć spektakl pt. "Miss HIV". Czekałam na to od dawna i można powiedzieć, że te półtorej godziny okazały się być jednym z lepszych prezentów urodzinowych, jakie dostałam.
 
Blask fleszy. Zainteresowanie mediów. Rywalizuje pięć kandydatek. Julia, Urszula, Penelopa, Klara i Irina walczą o tytuł. Bezwzględnie, za wszelką cenę. Tylko główne pytanie różni się od zadawanych w takich konkursach: „Jak zaraziłaś się HIV?". Odpowiedź może przesądzić o wygranej. Każda z kandydatek ma własną historię HIV. To duże pole do popisu. Trzeba opowiedzieć o tym ciekawie, zaintrygować publiczność, wzruszyć, zaskoczyć. Niekoniecznie zgodnie z prawdą. Lepiej powiedzieć, że narkoman wbił strzykawkę, niż że do zakażenia doszło przy utracie dziewictwa. Zwycięstwo należy do tej, która posunie się do największego oszustwa.

Sztukę pt. „Miss HIV” Maciej Kowalewski napisał zainspirowany wyborami Miss HIV/AIDS Stigma Free odbywającymi się od kilku lat w Gaborone, stolicy Botswany. 
 
 Penelopa. Zdjęcie nie moje.
- Nie mam HIV!
- A  badałaś się? - pada ze sceny.

No właśnie, bo jest w nas przekonanie, że nie jesteśmy w wyniku badania pozytywni - i że nie będziemy. Skąd się ono bierze? Zakłamanie czy naiwność?

piątek, 1 czerwca 2012

Oksytocyna

Bo oksytocyna nie jest odpowiedzialna tylko za prawidłowy przebieg akcji porodowej, ale też za kobiecą potrzebę przytulania.
Oksytocyna jest winna temu, że kobieta nastawiająca się wyłącznie na "niezobowiązującą znajomość", może po jakimś czasie się zakochać, mimo iż pierwotnie niczego takiego nie zakładała. Wszystko to za sprawą hormonu, który każe kobiecie myśleć, że im jest lepiej podczas pocałunku czy w łóżku, tym większe jest jej przywiązanie do partnera.
Kobiety są wobec działania oksytocyny niemal bezbronne.

Nie proszę, nie wołam, nie lamentuję, nie płaczę, tylko proponuję. Przytul.














Dopiero z takiej perspektywy widzę, jak bardzo postrzępione mam włosy.

 
 
Za dużo wspomnień, za dużo zachcianek i wspomnień zachcianek.
  ~Miłosz


wtorek, 29 maja 2012

Wszystko do stracenia

“ Gubię się, a wszyscy mają do mnie o to pretensję
A przecież sama idę. ”

Warto walczyć o miłość tylko wtedy, kiedy obie strony tej walki chcą. Przykre, ale prawdziwe. Właśnie jestem na etapie doświadczania tego. Boli jak cholera.

"Nie rozumiem w ogóle tego. Jak się z kimś całujesz, to chyba nie dla zabawy. Ale jeśli to jest z jednej strony zabawa i możliwość robienia tego z kilkoma, a dla drugiej coś więcej, to nie jest to fajne chyba, nie? Zresztą nie chcesz mnie słuchać to nie słuchaj. Może się za bardzo wtrącam, ale patrząc z boku na wszystko to jest to trochę dziecinne. Próbuje Cię uświadomić, że ktoś się bawi Tobą." ~ S.*

A ja brnę w to jak głupia, bo z Nim źle (słodko), ale bez Niego jeszcze gorzej. A przyjaciele mówią i mówią, że zdrada, że świństwo, że na oczy trzeba przejrzeć, klapki zdjąć. I co? Nic - nic, bo W. jest tak wspaniały, że ciągle mam wrażenie, że jest jakby utkany z mgły wymieszanej z marzeniami, że nie istnieje naprawdę. A oni chcą, bym pomyślała choć przez chwilę, że tak, owszem, to niewątpliwie przyjemne, wszystko przyjemne i śliczne, ale nie to w relacjach się liczy najbardziej. Ale tu przecież nie chodzi o rozkosz, a może – nie tylko o nią. Lubię ten moment, kiedy mnie obejmuje i nachyla się, żeby mnie pocałować. Nasze usta już-już mają się zetknąć, ale dzielą je jeszcze lata świetlne przestrzeni. Czuję wtedy taki dreszczyk, na granicy przyjemności i łaskotek, biegnący wzdłuż kręgosłupa i kończący się gdzieś między stopami a podłogą. A kiedy całuje mnie w końcu, najpierw delikatnie a potem oraz gwałtowniej, by przesunąć usta na moją szyję, kark… Och, wtedy to przestają już być łaskotki.

Przez tych kilka chwil jesteś tylko i wyłącznie mój.

"Powodzenia Wam życzę i wytrwałości. Ach - i cierpliwości i nerwów ze stali - przydadzą się." ~S.*

Za dużo myślę o tych innych. Trochę schudłam. Nic dziwnego, wszystko, co jem, a jakiś dziwny posmak - niby ładnie pachnie, ale mam wrażenie, że przeżuwam papier.



"gdy byłam mała, wierzyłam że..."
inni, inni Ty nie.
_______________
 * - wypowiedzi przyjaciela

piątek, 25 maja 2012

Kod ubraniowy

Chociaż najbardziej ekscytującą częścią ślubu wydaje się być kościelna uroczystość, to wszystko, co naprawdę na znaczenie, rozgrywa się już na przyjęciu. Zdejmujesz płaszcz (kogo ja oszukuję, w moim przypadku jest to skórzany, czarny harlej) i... znajdujesz się pod ostrzałem spojrzeń rodziny. Ciocia Magda szepcze coś do cioci Ewy na temat twoich butów, a babcia ocenia długość sukienki. Martyna - kuzynka, dyskretnie szepcze ci do ucha, żebyś sobie rajstopy podciągnęła, bo się marszczą (a to nie rajstopy, ale p o ń c z o c h y  n y l o n o w e, więc te marszczenia są naturalne). I tak dalej i tak dalej... Znacie? No właśnie. O tyle o ile z sukienką na pierwszy dzień ślubu nie ma problemu (moje spełnienie marzeń z Restyle), to drugi dzień trochę mnie martwi. Na zaproszeniu widnieje bowiem napis: casual. A dokładnie smart casual. Ale przecież nie można przyjść w tym, co się nosi cały tydzień!

Wobec tego mały dylemat sukienkowy. Pomożecie?

Kolory są przekłamane, bo zdjęcia z telefonu. Mój aparat się ładuje. I ładuje i ładuje.

Sukienka numer 1 - ogniście czerwona (wbrew temu, co widać na tragicznym zdjęciu), rozkloszowana, w tańcu falbaniasta, dobrze się układa w biuście, utrzymuje się na ramionach (trochę z stylu dekoltu hiszpańskiego). Wady: trochę zwyczajna, mogłabym nosić na codzień.

Sukienka numer 2 - czarno-biała z różyczkami. Na górze satyna, na dole tiul. Dopasowana, krótka, obcinana pod biustem. Wady: dekolt zdecydowanie nieprzyzwoity. Ja nie jestem przesadnie pruderyjna, ale obawiam się, że moja rodzina tak.

Sukienka numer 3 - mała czarna, bardzo dopasowana i bardzo (!) krótka. Wady: w czarnej sukience idę już na pierwszy dzień wesela. Poza tym długość - absolutnie nie należy się w niej schylać.

Sukienka numer 4 - bez ramiączek, czerwona w białe kropki. Wyglądam w niej jak baby doll. Ma wszytą halkę, wiec dość dobrze sie układa. Wady: strach w niej tańczyć, bo trzyma się tylko na biuście (a jak ktoś go nie ma, to ma problem).

 
Doradzicie?

Już jutro moje pierwsze wiejskie wesele - ale jestem podekscytowana!

czwartek, 17 maja 2012

Znieczulica. Alkohol. Rozpusta. Patrz, jak się niszczę

Chyba osiemnastka Stefy
Może to mój humor, a może po prostu pogoda, stres maturalny, bądź ta pora. Noce są zazwyczaj najtrudniejsze. Gasi się światło, wyłącza komputer i kładzie się w dziwnie zimnym łóżku.
Rozmawiałam niedawno z kolegą - o, taka niezobowiązująca rozmowa o wszystkim i niczym. W pewnym momencie zapytał, ilu miałam w życiu chłopaków. Nie chciał uwierzyć, że pomimo moich prawie dziewiętnastu lat jeszcze nigdy z nikim nie byłam. Ja cię nie rozumiem, co ty wprawiasz - mówił - dlaczego nie chcesz spróbować z W.? Patrzeć nie mogę na te wasze podchody, miesiąc w porządku, ale nie aż sześć! Lola, ty nie zamierzasz nic z tym zrobić? Nie pokażesz mu, że ci na nim zależy? Jak już znajdziesz sobie kogoś, to dalej będziesz całowała W.? Ten wasz układ, otwarty związek jest nie fair, bo każde z was może mieć kogoś na boku.
"Ale ja nie chcę być w związku" - ucięłam.
Nie chcę być w związku, nie chcę być w związku - bo co? Bo na początku naszej znajomości W. powiedział mi, że też nie chce mieć teraz dziewczyny? Bo bałam się, że jeśli dowie się, że mam jakieś plany co do niego, to mnie odrzuci? To dlatego wszystkim naokoło rozpowiadam, że nie chcę mieć chłopaka i nie nadaję się do związku? Boże! Jestem nieszczera w najgorszy z możliwych sposobów, bo nieszczera wobec samej siebie.

Do napisania tego skłonił mnie post u Klaudii. I dał do myślenia.

____________
True story z matury ustnej z angielskiego.
Zabłysnęła moja koleżanka:
-Do jakiego klubu zaprosiłabyś swojego kolegę z Anglii?
-Do klubu GO GO.



wtorek, 15 maja 2012

Wracam

Grzeje mnie od środka świadomość, że jeszcze tylko dwa egzaminy i mogę rozpocząć wakacje.

Nie było mnie tu przez parę tygodni. A zmieniło się wszystko i nic. Nic, bo było dużo nauki, ale i dużo zabawy. Dużo przyjaciół, dobrego jedzenia, śmiechu. Nic, bo ludzie zawodzą, jak zawsze. I wszystko. Wszystko - skończyłam szkołę, jestem w 7/9 mojej maturalnej (nie)przygody, trzeba w końcu podjąć jakieś decyzje. No to pięknie.

Jestem niepoukładana, zmęczona dziwnymi układami, chora od tego. Nadchodzi taki moment w życiu, że człowiek musi zacząć funkcjonować w legalnym pakiecie. Nie tylko adobe. Bo inaczej kończy się wyciem w wannie z wodą.

(Jakie stare, jak dawno)


żeby się obudzić rano
doprowadzić włosy do opamiętania
umyć się i ubrać
postawić czajnik z gwizdkiem
odgarnąć z okna samotny deszcz
trzeba się oprzeć na tym co wymyka się jak mokry kamyk
na sekundzie której już nie ma
na myśli której nie sposób dotknąć
na sile ciążenia co oddala tego kogo się kocha

kochamy od razu dwie osoby niemożliwe do kochania
bo tę co za blisko i tę co za daleko
i chyba nawet dlatego umieramy
żeby nas było widać i nie widać
 
J. Twardowski

sobota, 24 marca 2012

Nie mam w kim mieszkać

Rozsadza mi głowę, szukam wewnętrznego spokoju. Chodzę po domu, wzdycham, pukam w ścianę. Olbrzymia gula w moim gardle rośnie, rośnie, rośnie. Rośnie cały czas. Chciałabym móc wytłumaczyć to PMS-em, ale niestety czas nie ten. Zachciało mi się w to bawić, to mam za swoje, a cholerna potrzeba przeżycia czegoś przyjemnego doprowadziła mnie do miejsca, w którym właśnie jestem. Czy ja na początku naprawdę myślałam, że to może być dobre, że mi się podoba?
Jasne, że mi się podobało! Jak w ogóle świat stworzony z nocnych myśli, wyobrażeń i niewypowiedzianych słów może się nie podobać?

Moje nogi rano

"najbardziej boli sam fakt, że centymetry pomiędzy naszymi ustami
zamieniają się w setki kilometrów między sercami"

sobota, 10 marca 2012

Każdy orze jak może

Wątroba - silnie ukrwiony (czynnościowo przez układ wrotny i odżywczo przez tętnice) gruczoł dodatkowy przewodu pokarmowego, zbudowany z płatów, te zaś z segmentów, z licznymi zrazikami.

Oj, wyczuwam kłopoty. Że niby matura za półtorej miesiąca?
Powtórkowy szał, w który dałam się wciągnąć. Wczorajszy krążeniowo-oddechowo-immunologiczno-pokarmowy maraton z D i S zakończony całkowitym rozpieprzeniem mózgu. Nie wiem, jak później wróciłam do domu.

Funkcje wątroby - magazynowanie glikogenu, resynteza glukozy, buforowanie stężenia glukozy we krwi, utlenianie kwasów tłuszczowych, biosynteza lipoprotein, biosynteza i wydzielanie składników żółci, cykl mocznikowy, magazynowanie witamin A, D, B12 i żelaza.

Witaminy A, D, B? Ach, Dobrze Bredzę? - pyta Lola. Dobrze bredzisz, ale teraz wytłumacz mi, dlaczego fibrynogen kojarzy ci się z nastoletnim piosenkarzem Justinem Bieberem.

Musicie mi wybaczyć ten rysunek, naprawdę musicie. W moim świecie pojęcie 'pomoc naukowa' może być naprawdę szeroko interpretowane.

Istotnie, ostatnio nie jest ze mną najlepiej, a spodziewam się nawet pogorszenia obecnego stanu.

Wątroba - produkuje liczne białka osocza, np. fibrynogen, heparynę, globuliny osocza. Reguluje objętość krwi. Bierze udział w krążeniu jelitowo-wątrobowym kwasów żółciowych resorbowanych w jelicie.

Więc pozostaje nam jedno - arkusz maturalny zwijamy w rulonik i udając, że to mikrofon, śpiewamy: hepa-hepa, heparyna! A potem tańczymy, tańczymy, tańczymy. Aż do utraty tchu. Przy okazji sprawdzimy, czy objętość dopełniająca płuc rzeczywiście istnieje, czy to zwykła ściema.

Wątroba - narząd, który po 21 maja ucierpi bardzo. Jakkolwiek prymitywne, infantylne, chore i bezwstydne miałoby to nie być.

Obiecuję nie popełniać już więcej podobnych postów.
Ten traktuję li i jedynie jako terapię i próbę odstresowania się.

sobota, 3 marca 2012

Nazywasz się brąz

Miałam napisać już parę dni temu. Właściwie nie wiem, dlaczego tego nie zrobiłam. Czasu wprawdzie nie miałam wiele, ale to nie jego mi zabrakło. Tak, jakbym nie mogła się wybudzić. Nie wiem.
Głupie,
głupie,
głupie.
O, na przykład takie przebieganie przez ulicę tuż przed pędzącym samochotem. Każdy się zgodzi, że to głupie, żałosne i nieodpowiedzialne. Potępiam i często urządzam awantury znajomym, którzy to robią. Ale zdarzają sie sytuacje, kiedy sama tak postępuję. Albo inne błędy - jak wtedy, gdy wypuściłyśmy sie w nocy same do lasu i uciekałyśmy przed ludźmi, którzy ścigali nas nie wiadomo dlaczego lub jak nie schowałam alkoholu, kiedy widziałam, że stan niektórych osób na imprezie robi się nieciekawy. I można dorzucić do tego jeszcze jakieś śmieszne nadzieje. Bo ja marzę, a życie ucieka. A Ty żyjesz gdzieś niby blisko, ale jednak daleko, równolegle i obok i nawet Ci się nie śni, że w myślach wciaż nakreślam plan naszego kolejnego spotkania, jakie buty, pozy, miejsce, szminka, zapach, Twoje spojrzenie, czas, słowa, puder, apaszka.

Niespełnione wyobrażenia pasuja do podkrążonych oczu, mokrych butów i brudnego od kawy kubka.

Wszystko minie, minie, minie.

sobota, 25 lutego 2012

Na skraju snu

Widzę, jak znikasz. Nic na to nie poradzę, mogę tylko patrzeć, jak wymykasz mi się kawałek po kawałeczku.

Dzisiaj znowu nawiedziłeś mnie w snach. Słyszałam Twój oddech, widziałam błysk w oku, czułam zapach. Uśmiechałeś się do mnie tym wszystkowiedzącym uśmiechem. Co powiedziałby na to Freud?
Czekałam na Ciebie, czekałam na dzwonek do drzwi, telefon, wiadomość. Ciśnienie wzrasta mi do dwustu, kiedy wieczorami mrużę oczy, dusząc się w niebieskiej poświacie monitora i napisznapiszproszęnapisz. Już nie piszesz. Ja nie piszę. Siedzę w pustym pokoju z filiżanką kawy, łyżeczka uderza o ścianki naczynia, ał, ał, ał.


To wszystko było takie trochę prawdziwe, a trochę zmyślone. Niebo dokładnie tego samego koloru, co ściany. Może mi wytłumaczysz, o co w tym wszystkim chodzi? To mogło znaczyć wiele i nic. I tak jest zawsze.

Zrób coś, kontynuuj albo zakończ. Bo to robi się takie smutne. Smutne, smutne, smutne.

czwartek, 23 lutego 2012

Blisko, bliżej, coraz bliżej, najbliżej

Dzisiaj powietrze pachnie wiosną. Dzień mnie bawi, śmieszy - i jest tak spokojnie. Mimo ostatnich dni wolnego, wstałam o brzasku. Zdążyłam poczytać, posprzątać, zjeść i odwiedzić kilka ulubionych second handów. Jest 15:00, a ja mam wrażenie, że dzień dobiega końca.

Tyle zostało z moich tulipanów

Z zakupów jestem bardzo zadowolona, choć ani one, ani praktykowane już od jakiś czterech dni cowieczorne przesiadywanie w kawiarni nie wpływają dobrze na zasób mojej cieżkozarobionej na stoku gotówki. Mimo to podziałały na mnie bardzo stereotypowo, a zamówione dziś sześć par pończoch nylonowych czyni ten dzień jeszcze przyjemniejszym.


Bluzka w cielakowym kolorze ślicznie wykończona koralikami i perełkami + sukienka z dekoltem, w którym z miejsca się zakochałam, a który aż woła, żeby poszło w cycki (nigdy nie idzie). A wszystko za dokładnie 35 zł.

Generalnie biorę się w garść, dość marudzenia. Czasami kubek gorącej czekolady rozwiązuje wszystkie problemy. No, przynajmniej większość.

Z wczorajszej rozmowy na facebooku.
Wszyscy wszystko widzą, wszyscy wszystko wiedzą?

poniedziałek, 20 lutego 2012

Intymna speluna pełna snów

Uczucia przetrawione.

Jak nowonarodzona wybrałam się dzisiaj do mojej ulubionej speluny. Ta ulokowana w centrum Rynku kawiarnia w najmniejszym stopniu nie przejmuje się eleganckim wyglądem ani tym, by kelnerzy zachowywali się, jak na nich przystało. Oh la la! Ani jedzenie nie jest specjalnie smaczne, ani urozmaicone, ciekawych gości też nie uświadczysz. Dlaczego zatem zawsze mnie tam ciągnie?

Dziwny jest ten bar i jakiś taki senny

Jutro wyprawa do Zakopanego. Z nim. Ale nie tylko. Nie chcę snuć czarnowidztwa, ale coś mi mówi, że nie dojdzie jednak do skutku - a przynajmniej nie w takim składzie, w jakim bym sobie życzyła.
________________
edit

Och, to już pewne, że wyjazd się nie odbędzie. Co ja sobie w ogóle wyobrażałam? Dobre rzeczy dostajemy zawsze w małych paczkach, nigdy od razu.

niedziela, 19 lutego 2012

Och!

A ja cały czas o Tobie, cały czas. Bo o kim innym?
Rozbudziłeś we mnie śpiące pragnienia, zapoczątkowałeś przemianę w kobietę. I czas najwyższy. Ileż można rozprawiać o malinowym chruśniaku?

Jest dobrze. Jest słodko, jest miło i przyjemnie. Ale ja wiem, że Ty się nie zakochasz, a ja być może tak. Nigdy nie przepadałam za jednostronnym zaangażowaniem, nie interesowała mnie wymuszona uprzejmość i jakieś dziwne udawanie. A tu proszę! Po co to robisz?
Wieczorami chodzę bez sensu po domu i wyobrażam sobie. Ciebie, nas. I wtedy przypominam sobie te wszystkie ulotne chwile, jakby wyrwane z życia kogoś innego, jakiejś Magdy czy Ewy, może Klary. Wszystkie spojrzenia, uśmiechy, zapachy, kiedy nazywałeś mnie głuptasem, każde zduszone słowo, każdy oddech, pocałunek i dotyk ręki, która wędrowała tam, gdzie nie powinna. Łał.

I tylko w nocy boję się, że to wszystko jest początkiem końca. Nigdy nie wiem, kiedy znów się odezwiesz, kiedy się zobaczymy. Dzisiaj, za tydzień? Możliwe, że za miesiąc. Sprawdzam telefon częściej, niż chciałabym się do tego przyznać, a tam żadnych nowych wiadomości, żadnego nieodebranego połączenia. Boję się, że nigdy nie napiszesz, że jestem jedną z dziesięciu teraz i jedną z tysiąca w ostatecznym rozrachunku. A ja chcę być jedyną! Jedyną, którą łaskoczesz, trzymasz na kolanach, jedyną, której suniesz ręką wzdłuż nogi.

I co z tego? My się nie nadajemy do związków.

Jak ja kocham pończochy

Chyba nie powinnam pisać tak szczerze.

sobota, 18 lutego 2012

Kurtyna opadła i pękło szkło

Żarty się skończyły i od teraz biorę się już (może nie ostro, ale zawsze) za naukę. Na pierwszy ogień pójdą arkusze z matematyki - może nie pójdzie mi tak źle? To tyle, jeśli chodzi o bieżące plany i zajęcia.

Dzisiaj moja mała kuzynka świętuje dwunaste urodziny. Nie do wiary. I tak, uległam komunałom, tak, będę powtarzała, że czas płynie na tyle szybko, że nie nadążam żyć.

Mika w króliczej czapce i jej przyjaciółka Ola

Bardzo jej zazdroszczę - w końcu wszystko jeszcze przed nią: szalone, słodkie jak odpustowe cukierki, głupiutkie czasy gimnazjum, pierwsze całonocne imprezy, zauroczenia, pocałunki. Pierwsze poważne kłótnie z rodzicami, przyjaciółmi i znajomymi. Spostrzeżenie, że świat nie jest tylko biały albo czarny, ale posiada cały wachlarz szarości. Pierwszy drink, pierwsza głupia decyzja. Pierwsza naprawdę niezapomniana chwila i znajomości, do których będzie się już przyrównywało wszystkie kolejne.

Ona nie jest już niewinna.
A wszystko to przed nią.

środa, 15 lutego 2012

Odrobina zapomnienia

Powoli zaczynam szykować się na osiemnastkę koleżanki. Kij z tym, że najpierw powinnam zrobić zadanie z matmy (może zdążę).

O 19:00 korki, potem mogę już mówić o chwili wytchnienia. Rozpoczyna się ciekawy czas, obym tylko za bardzo się nie przyzwyczaiła.

Mały niepokój wierci mi dziurę w brzuchu - zupełnie niepotrzebnie - dzisiaj też nie dowiem się, na czym stoję. Niektóre znajomości rozwijają się zbyt szybko:
"K., co właściwie między wami jest?". Odpowiem chętnie, nawet bardzo chętnie. Kiedy się w końcu dowiem.

Wczorajszy bukiet od Anonima - mała rzecz, a cieszy

Będę piła Wasze zdrowie, serdeczności!

wtorek, 14 lutego 2012

Romeo! Czemuż ty jesteś Romeo?

Walentynki to najbardziej romantyczny dzień w kalendarzu - phi, co za kit.
Zawsze możesz udać, że jesteś chora, albo - jeśli presja tego dnia wywołuje u Ciebie naprawdę poważny kryzys - anonimowo wysłać kwiaty do samej siebie. Nie daj się jednak zwariować, samotne życie też ma wiele plusów. Zawsze możesz przygotować trufle i dogadzać sobie, jako, że nie musisz się nimi z nikim dzielić.

A może masz kogoś?

W Walentynki szczęście chodzi parami - oprócz napisania okolicznościowej kartki, powinnaś pięknie wyrazić swojej połówce uczucie. A czy jest na to lepszy sposób, niż obdarowanie chłopaka czekoladowymi truflami? Jeśli chcesz wywrzeć naprawdę duże wrażenie, to mimo, że bombonierki firmy Lindor są wyjątkowo szykowne, możesz sama zakrzątnąć się w kuchni. Jeszcze zdążysz.

Oto przepis:

Składniki: 
     ♥ 2,5 tabliczki gorzkiej czekolady (najlepiej 60%)
     ♥ 1/4 szklanki mleka 
     ♥ 1/2 kostki masła 
     ♥ 2 żółtka 
     ♥ kakao w proszku do obtaczania (możesz spróbować też wiórek kokosowych, posiekanych orzechów lub migdałów)

Wykonanie:

     1) Przygotowujemy kąpiel wodną i rozpuszczamy w niej czekoladę.
     2) Gdy czekolada całkowicie się rozpuści, dolewamy mleko i dokładnie mieszamy, aż oba składniki się połączą.
     3) Dodajemy żółtka, znów dokładnie mieszamy aż do połączenia składników.
     4) Dodajemy pokrojone w kostkę masło i rozpuszczamy, cały czas mieszając aż powstanie gładka, czekoladowa masa.
     5) Przelewamy masę do płaskiego naczynia, które łatwo zmieści się do zamrażalnika. Wstawiamy (wcześniej studzimy) do mrożenia na ok. 20 minut, aż masa stwardnieje, ale będzie można ją wybierać z naczynia za pomocą łyżeczki.
     6) Z utwardzonej masy formujemy palcami niewielkie kulki (masę do formowania najlepiej nabierać za pomocą łyżeczki). Czekolada nie będzie lepić się mocno do rąk, gdy raz na jakiś czas opłuczemy je w wodzie z kostkami lodu. Każdą uformowaną kulkę obtaczamy w kakao.

Gotowe trufle przechowujemy w lodówce.

Spróbuj, jak smakuje sukces, a to, co zostanie, zapakuj do eleganckiego pudełeczka i aby uniknąć pokusy dalszego wyjadania, przewiąż kokardką. Chyba nie ma większego aktu miłości, niż poświęcenie!

A skoro mi wyszły, to Wam też na pewno się uda! Nikogo nie otrułam, smakowało (prawie) wszystkim, ładnie prezentuje się na talerzu. Misja zakończona sukcesem!

Jeśli wydaje ci się, że zbyt wiele z tym zachodu, kup trufle w sklepie, wyrzuć pudełko i opakuj tak, jakbyś sama je zrobiła. Nie ma sensu skazywać się na mękę z powodu ukochanego, a czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal.

poniedziałek, 13 lutego 2012

Kolejna pozycja do odhaczenia

Nawet nie chcę myśleć, ile stopni mrozu znosiłam w ciągu ostatniego weekendu. Póki słońce świeciło, było całkiem znośnie, ale później... Później zaczęłam się poważnie zastanawiać, czy aby na pewno nie odmroziłam sobie palców u rąk. I u nóg też.

Mimo to cały czas się uśmiechałam, czasem szczerze, czasem nie za bardzo. Trochę wymuszonego entuzjazmu, trochę nowoodkrytej śmiałości (dlaczego nie ujawnia się ona w kwestiach prywatnych?), dużo cierpliwości i już zarobiłam na czwartkowy wypad na bacówkę. I co z tego, że w kurtce, czapce i szaliku z Gumballem (to jaki bohater kreskówki z Cartoon Network - też nie wiedziałam) - nie obdarło mnie to z godności. Powiem więcej, niektóre dzieci były całkiem miłe (szkoda, że zazwyczaj obcokrajowcy).

Teraz mam tylko jedną prośbę do losu: nie chcę być chora!

Za dużo planów opracowanych już na te ferie. Byleby tylko starczyło mi czasu (i entuzjazmu) na naukę. Bo jak nie, to może być krucho.

K. i S. rozmasowują skostniałe dłonie

Piję kawę, rozbudzam myśli (wszakże jeszcze przed piętnastą) i zbieram siły, by zwlec się z krzesła, zawlec do łazienki i jakoś ogarnąć włosy, ciało i twarz. Znając życie i tak nie zdążę, a kuzynka wpada dzisiaj z mocnym postanowieniem robienia trufli. 

Najgorsze jest to, iż wieczorem przyjeżdżają chłopaki, by owych trufli skosztować. Już po mnie.

piątek, 10 lutego 2012

Nie ma, że boli!

Okropna pogoda. Zapomniałam już, jak to jest, kiedy słupek rtęci w termometrze jest dłuższy niż paznokieć.


Póki co brzmi to jak wyrok, tym bardziej, że jutro czeka mnie 8-godzinne stanie na mrozie (10 zł. za godzinę!) w ramach genialnego skądinąd pomysłu wzbogacenia swojego CV. Nie będę sama - na szczęście, a kto ma dać radę, jeśli nie my?

Idę spać, jutro trzeba się zerwać o pogańskiej godzinie.

A tak na marginesie - tak, jestem sentymentalna, tak, tak, tak. To tak a propos gorącego okresu.

poniedziałek, 2 stycznia 2012

Po Sylwestrze

Nowy Rok przywitany.


W końcu można zacząć urzeczywistniać marzenia. Nowy rok, nowe postanowienia, nowe szanse. Nowa ja.
Zacznę od porcji uczciwej samoanalizy, dokonanej z mocnym postanowieniem odnowienia umysłu, ciała i duszy, a przy okazji garderoby.