sobota, 25 lutego 2012

Na skraju snu

Widzę, jak znikasz. Nic na to nie poradzę, mogę tylko patrzeć, jak wymykasz mi się kawałek po kawałeczku.

Dzisiaj znowu nawiedziłeś mnie w snach. Słyszałam Twój oddech, widziałam błysk w oku, czułam zapach. Uśmiechałeś się do mnie tym wszystkowiedzącym uśmiechem. Co powiedziałby na to Freud?
Czekałam na Ciebie, czekałam na dzwonek do drzwi, telefon, wiadomość. Ciśnienie wzrasta mi do dwustu, kiedy wieczorami mrużę oczy, dusząc się w niebieskiej poświacie monitora i napisznapiszproszęnapisz. Już nie piszesz. Ja nie piszę. Siedzę w pustym pokoju z filiżanką kawy, łyżeczka uderza o ścianki naczynia, ał, ał, ał.


To wszystko było takie trochę prawdziwe, a trochę zmyślone. Niebo dokładnie tego samego koloru, co ściany. Może mi wytłumaczysz, o co w tym wszystkim chodzi? To mogło znaczyć wiele i nic. I tak jest zawsze.

Zrób coś, kontynuuj albo zakończ. Bo to robi się takie smutne. Smutne, smutne, smutne.

czwartek, 23 lutego 2012

Blisko, bliżej, coraz bliżej, najbliżej

Dzisiaj powietrze pachnie wiosną. Dzień mnie bawi, śmieszy - i jest tak spokojnie. Mimo ostatnich dni wolnego, wstałam o brzasku. Zdążyłam poczytać, posprzątać, zjeść i odwiedzić kilka ulubionych second handów. Jest 15:00, a ja mam wrażenie, że dzień dobiega końca.

Tyle zostało z moich tulipanów

Z zakupów jestem bardzo zadowolona, choć ani one, ani praktykowane już od jakiś czterech dni cowieczorne przesiadywanie w kawiarni nie wpływają dobrze na zasób mojej cieżkozarobionej na stoku gotówki. Mimo to podziałały na mnie bardzo stereotypowo, a zamówione dziś sześć par pończoch nylonowych czyni ten dzień jeszcze przyjemniejszym.


Bluzka w cielakowym kolorze ślicznie wykończona koralikami i perełkami + sukienka z dekoltem, w którym z miejsca się zakochałam, a który aż woła, żeby poszło w cycki (nigdy nie idzie). A wszystko za dokładnie 35 zł.

Generalnie biorę się w garść, dość marudzenia. Czasami kubek gorącej czekolady rozwiązuje wszystkie problemy. No, przynajmniej większość.

Z wczorajszej rozmowy na facebooku.
Wszyscy wszystko widzą, wszyscy wszystko wiedzą?

poniedziałek, 20 lutego 2012

Intymna speluna pełna snów

Uczucia przetrawione.

Jak nowonarodzona wybrałam się dzisiaj do mojej ulubionej speluny. Ta ulokowana w centrum Rynku kawiarnia w najmniejszym stopniu nie przejmuje się eleganckim wyglądem ani tym, by kelnerzy zachowywali się, jak na nich przystało. Oh la la! Ani jedzenie nie jest specjalnie smaczne, ani urozmaicone, ciekawych gości też nie uświadczysz. Dlaczego zatem zawsze mnie tam ciągnie?

Dziwny jest ten bar i jakiś taki senny

Jutro wyprawa do Zakopanego. Z nim. Ale nie tylko. Nie chcę snuć czarnowidztwa, ale coś mi mówi, że nie dojdzie jednak do skutku - a przynajmniej nie w takim składzie, w jakim bym sobie życzyła.
________________
edit

Och, to już pewne, że wyjazd się nie odbędzie. Co ja sobie w ogóle wyobrażałam? Dobre rzeczy dostajemy zawsze w małych paczkach, nigdy od razu.

niedziela, 19 lutego 2012

Och!

A ja cały czas o Tobie, cały czas. Bo o kim innym?
Rozbudziłeś we mnie śpiące pragnienia, zapoczątkowałeś przemianę w kobietę. I czas najwyższy. Ileż można rozprawiać o malinowym chruśniaku?

Jest dobrze. Jest słodko, jest miło i przyjemnie. Ale ja wiem, że Ty się nie zakochasz, a ja być może tak. Nigdy nie przepadałam za jednostronnym zaangażowaniem, nie interesowała mnie wymuszona uprzejmość i jakieś dziwne udawanie. A tu proszę! Po co to robisz?
Wieczorami chodzę bez sensu po domu i wyobrażam sobie. Ciebie, nas. I wtedy przypominam sobie te wszystkie ulotne chwile, jakby wyrwane z życia kogoś innego, jakiejś Magdy czy Ewy, może Klary. Wszystkie spojrzenia, uśmiechy, zapachy, kiedy nazywałeś mnie głuptasem, każde zduszone słowo, każdy oddech, pocałunek i dotyk ręki, która wędrowała tam, gdzie nie powinna. Łał.

I tylko w nocy boję się, że to wszystko jest początkiem końca. Nigdy nie wiem, kiedy znów się odezwiesz, kiedy się zobaczymy. Dzisiaj, za tydzień? Możliwe, że za miesiąc. Sprawdzam telefon częściej, niż chciałabym się do tego przyznać, a tam żadnych nowych wiadomości, żadnego nieodebranego połączenia. Boję się, że nigdy nie napiszesz, że jestem jedną z dziesięciu teraz i jedną z tysiąca w ostatecznym rozrachunku. A ja chcę być jedyną! Jedyną, którą łaskoczesz, trzymasz na kolanach, jedyną, której suniesz ręką wzdłuż nogi.

I co z tego? My się nie nadajemy do związków.

Jak ja kocham pończochy

Chyba nie powinnam pisać tak szczerze.

sobota, 18 lutego 2012

Kurtyna opadła i pękło szkło

Żarty się skończyły i od teraz biorę się już (może nie ostro, ale zawsze) za naukę. Na pierwszy ogień pójdą arkusze z matematyki - może nie pójdzie mi tak źle? To tyle, jeśli chodzi o bieżące plany i zajęcia.

Dzisiaj moja mała kuzynka świętuje dwunaste urodziny. Nie do wiary. I tak, uległam komunałom, tak, będę powtarzała, że czas płynie na tyle szybko, że nie nadążam żyć.

Mika w króliczej czapce i jej przyjaciółka Ola

Bardzo jej zazdroszczę - w końcu wszystko jeszcze przed nią: szalone, słodkie jak odpustowe cukierki, głupiutkie czasy gimnazjum, pierwsze całonocne imprezy, zauroczenia, pocałunki. Pierwsze poważne kłótnie z rodzicami, przyjaciółmi i znajomymi. Spostrzeżenie, że świat nie jest tylko biały albo czarny, ale posiada cały wachlarz szarości. Pierwszy drink, pierwsza głupia decyzja. Pierwsza naprawdę niezapomniana chwila i znajomości, do których będzie się już przyrównywało wszystkie kolejne.

Ona nie jest już niewinna.
A wszystko to przed nią.

środa, 15 lutego 2012

Odrobina zapomnienia

Powoli zaczynam szykować się na osiemnastkę koleżanki. Kij z tym, że najpierw powinnam zrobić zadanie z matmy (może zdążę).

O 19:00 korki, potem mogę już mówić o chwili wytchnienia. Rozpoczyna się ciekawy czas, obym tylko za bardzo się nie przyzwyczaiła.

Mały niepokój wierci mi dziurę w brzuchu - zupełnie niepotrzebnie - dzisiaj też nie dowiem się, na czym stoję. Niektóre znajomości rozwijają się zbyt szybko:
"K., co właściwie między wami jest?". Odpowiem chętnie, nawet bardzo chętnie. Kiedy się w końcu dowiem.

Wczorajszy bukiet od Anonima - mała rzecz, a cieszy

Będę piła Wasze zdrowie, serdeczności!

wtorek, 14 lutego 2012

Romeo! Czemuż ty jesteś Romeo?

Walentynki to najbardziej romantyczny dzień w kalendarzu - phi, co za kit.
Zawsze możesz udać, że jesteś chora, albo - jeśli presja tego dnia wywołuje u Ciebie naprawdę poważny kryzys - anonimowo wysłać kwiaty do samej siebie. Nie daj się jednak zwariować, samotne życie też ma wiele plusów. Zawsze możesz przygotować trufle i dogadzać sobie, jako, że nie musisz się nimi z nikim dzielić.

A może masz kogoś?

W Walentynki szczęście chodzi parami - oprócz napisania okolicznościowej kartki, powinnaś pięknie wyrazić swojej połówce uczucie. A czy jest na to lepszy sposób, niż obdarowanie chłopaka czekoladowymi truflami? Jeśli chcesz wywrzeć naprawdę duże wrażenie, to mimo, że bombonierki firmy Lindor są wyjątkowo szykowne, możesz sama zakrzątnąć się w kuchni. Jeszcze zdążysz.

Oto przepis:

Składniki: 
     ♥ 2,5 tabliczki gorzkiej czekolady (najlepiej 60%)
     ♥ 1/4 szklanki mleka 
     ♥ 1/2 kostki masła 
     ♥ 2 żółtka 
     ♥ kakao w proszku do obtaczania (możesz spróbować też wiórek kokosowych, posiekanych orzechów lub migdałów)

Wykonanie:

     1) Przygotowujemy kąpiel wodną i rozpuszczamy w niej czekoladę.
     2) Gdy czekolada całkowicie się rozpuści, dolewamy mleko i dokładnie mieszamy, aż oba składniki się połączą.
     3) Dodajemy żółtka, znów dokładnie mieszamy aż do połączenia składników.
     4) Dodajemy pokrojone w kostkę masło i rozpuszczamy, cały czas mieszając aż powstanie gładka, czekoladowa masa.
     5) Przelewamy masę do płaskiego naczynia, które łatwo zmieści się do zamrażalnika. Wstawiamy (wcześniej studzimy) do mrożenia na ok. 20 minut, aż masa stwardnieje, ale będzie można ją wybierać z naczynia za pomocą łyżeczki.
     6) Z utwardzonej masy formujemy palcami niewielkie kulki (masę do formowania najlepiej nabierać za pomocą łyżeczki). Czekolada nie będzie lepić się mocno do rąk, gdy raz na jakiś czas opłuczemy je w wodzie z kostkami lodu. Każdą uformowaną kulkę obtaczamy w kakao.

Gotowe trufle przechowujemy w lodówce.

Spróbuj, jak smakuje sukces, a to, co zostanie, zapakuj do eleganckiego pudełeczka i aby uniknąć pokusy dalszego wyjadania, przewiąż kokardką. Chyba nie ma większego aktu miłości, niż poświęcenie!

A skoro mi wyszły, to Wam też na pewno się uda! Nikogo nie otrułam, smakowało (prawie) wszystkim, ładnie prezentuje się na talerzu. Misja zakończona sukcesem!

Jeśli wydaje ci się, że zbyt wiele z tym zachodu, kup trufle w sklepie, wyrzuć pudełko i opakuj tak, jakbyś sama je zrobiła. Nie ma sensu skazywać się na mękę z powodu ukochanego, a czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal.

poniedziałek, 13 lutego 2012

Kolejna pozycja do odhaczenia

Nawet nie chcę myśleć, ile stopni mrozu znosiłam w ciągu ostatniego weekendu. Póki słońce świeciło, było całkiem znośnie, ale później... Później zaczęłam się poważnie zastanawiać, czy aby na pewno nie odmroziłam sobie palców u rąk. I u nóg też.

Mimo to cały czas się uśmiechałam, czasem szczerze, czasem nie za bardzo. Trochę wymuszonego entuzjazmu, trochę nowoodkrytej śmiałości (dlaczego nie ujawnia się ona w kwestiach prywatnych?), dużo cierpliwości i już zarobiłam na czwartkowy wypad na bacówkę. I co z tego, że w kurtce, czapce i szaliku z Gumballem (to jaki bohater kreskówki z Cartoon Network - też nie wiedziałam) - nie obdarło mnie to z godności. Powiem więcej, niektóre dzieci były całkiem miłe (szkoda, że zazwyczaj obcokrajowcy).

Teraz mam tylko jedną prośbę do losu: nie chcę być chora!

Za dużo planów opracowanych już na te ferie. Byleby tylko starczyło mi czasu (i entuzjazmu) na naukę. Bo jak nie, to może być krucho.

K. i S. rozmasowują skostniałe dłonie

Piję kawę, rozbudzam myśli (wszakże jeszcze przed piętnastą) i zbieram siły, by zwlec się z krzesła, zawlec do łazienki i jakoś ogarnąć włosy, ciało i twarz. Znając życie i tak nie zdążę, a kuzynka wpada dzisiaj z mocnym postanowieniem robienia trufli. 

Najgorsze jest to, iż wieczorem przyjeżdżają chłopaki, by owych trufli skosztować. Już po mnie.

piątek, 10 lutego 2012

Nie ma, że boli!

Okropna pogoda. Zapomniałam już, jak to jest, kiedy słupek rtęci w termometrze jest dłuższy niż paznokieć.


Póki co brzmi to jak wyrok, tym bardziej, że jutro czeka mnie 8-godzinne stanie na mrozie (10 zł. za godzinę!) w ramach genialnego skądinąd pomysłu wzbogacenia swojego CV. Nie będę sama - na szczęście, a kto ma dać radę, jeśli nie my?

Idę spać, jutro trzeba się zerwać o pogańskiej godzinie.

A tak na marginesie - tak, jestem sentymentalna, tak, tak, tak. To tak a propos gorącego okresu.